Jak zrozumiałam księżyc

Lubisz księżyc? Jak często widziałaś go na niebie? A wiesz, dlaczego księżyc czasem wygląda jak rogalik? Pewnie wiesz. Ale ja przez ponad trzydzieści lat życia nie wiedziałam. Uwielbiałam patrzeć na nocne niebo, ale nie rozumiałam, co na nim widzę.
Czy księżyc jest świecącym łukiem, bo zasłania go Ziemia? Może. Ale dlaczego w takim razie czasami wygląda jak krzywa piłka do rugby? Albo jak równe półkole? Jak to możliwe, żeby Ziemia rzucała na niego taki dziwny cień? Bo na pewno nie przez chmury! Ale jak dokładnie to działa - nie wiedziałam.
Pewnie się teraz ze mnie śmiejesz. Jak można nie wiedzieć takiej oczywistej rzeczy! Można. Co więcej - nawet nie wiedziałam, że tego nie wiem! Nikt się mnie nigdy nie spytał, dlaczego księżyc ma taki, a nie inny kształt. Sama zaś patrzyłam na niego z błogą świadomością, że nie muszę wierzyć w żadne bajki o Twardowskim, skoro nauka pięknie wyjaśniła zagadkę rogalika. Ale co z tego, że nauka coś wyjaśniła, jeśli ja nie znam tego wytłumaczenia? Równie dobrze mogłabym wierzyć w legendę o szlachcicu na kogucie, tyle samo miałabym z tego korzyści.
Oczywiście zaraz Ci opowiem, o co chodzi z tym kształtem (bo może też nie wiesz? może sobie uświadomiłaś, że też jesteś ciekawa?), ale najpierw chciałam o samym zjawisku niewiedzy.
Jest masa rzeczy których nie wiem. Masa rzeczy, których nie rozumiem. Czasem zdaję sobie sprawę z własnej ignorancji, a czasem (często) przykrywam ją jakimś hasłem, które w zasadzie znaczy tyle co “Bo tak!”. I to “Bo tak!” jest niebezpieczne, gdyż całkiem blokuje moją ciekawość. Skoro ktoś tam wie, skoro to jest wyjaśnione, skoro to dlatego, że “DNA”, “ewolucja”, “pewnie cień Ziemi”, “nauka już to dawno wyjaśniła”, to nie ma sensu drążyć. Czasem, tak jak w tym przypadku, bardzo łatwo jest się dowiedzieć “dlaczego”. I nawet łatwo jest zrozumieć. Tylko musiałam sobie postawić pytanie i zadać minimalny trud poszukania odpowiedzi.
I teraz jest najbardziej niesamowita część: skąd wiem, że znalazłam odpowiedź? Prawdziwą odpowiedź poznaję nie po tym, że znam więcej słów. Poznaję po tym, że mogę ją zastosować do innych rzeczy, zrozumieć więcej zjawisk, wytłumaczyć więcej niż samo pytanie. Zaraz pokażę na przykładzie, co mam na myśli. A póki co, wracam do księżyca.
Zaczęło się od tego, że zobaczyłam ten komiks xkcd.
Patrzyłam na te rysunki i myślałam sobie: Wow, autor ma niesamowitą wiedzę o świecie, że potrafi tak łatwo rozróżnić dobre i złe kształty. I wtedy właśnie, po raz pierwszy w mojej głowie pojawiła się myśl: “Hej! A jak to właściwie tak naprawdę jest?” I po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że nie wiem.
Oczywiście kolejny krok to było wpisanie pytania w Google i znalezienie strony, która ładnie tę kwestię wyjaśniała, ale ja tutaj pokuszę się o przedstawienia mojego własnego dochodzenia do rozwiązania - bo to właśnie to myślenie jest istotne, a nie słowa czy obrazki, które się gdzieś zobaczy.
Po pierwsze - uświadomiłam sobie, że teoria o cieniu Ziemi jest bez sensu. Od biedy mogę sobie wyobrazić, że odpowiadałby on za ten cienki łuk na niebie, ale w jaki sposób miałoby powstać idealne półkole? Albo prawie pełnia? Nie pasowało mi to. Poza tym, żeby Ziemia mogła rzucać na księżyc cień, Ziemia musiałby znajdować się dokładnie w linii pomiędzy Słońcem i Ziemią. Czasem może się to zdarzyć, ale przecież wiemy, że Księżyc okrąża Ziemię w 28 dni, więc siłą rzeczy “na linii” jest mniej więcej jeden dzień na miesiąc. Jak niby Ziemia miałaby rzucać na Księżyc cień, kiedy jest on “z boku” (to znaczy, prostopadle do linii łączącej Słońce i Ziemię)? Niemożliwe.
Potem przypomniałam sobie, że Księżyc jest kulą. I że jak oświetlić kulę pojedynczym, dalekim źródłem światła, to oświetlone będzie dokładnie pół. Dokładnie pół będzie jasne, a pół - ciemne. A co się stanie, jak na taką kulę popatrzymy z boku? Zrobiłam eksperyment. Wzięłam ze stołu mandarynkę, nakroiłam skórkę delikatnie dookoła, tak jakbym chciała owoc przekroić. Obrałam do połowy. Wyobraziłam sobie, że ta część ze skórką jest oświetlona i zaczęłam obracać mandarynkę w palcach. Bingo! Pomarańczowa skórka wyraźnie widoczna była jako kolejne fazy księżyca. Stałam przy zielonej ścianie i z uśmiechem na twarzy wpatrywałam się w kręcący się mandarynkowy księżyc.







Wtedy zaczęłam się zastanawiać nad położeniem tych wszystkich ciał niebieskich. Sprawdziłam odległości. Gdyby Ziemia była mandarynką, to Księżyc byłby wielkości orzecha laskowego i byłyby od siebie oddalone o długość porządnego świątecznego stołu (takiego na 12 osób). A Słońce byłoby het daleko za oknem, gdzieś na końcu osiedla.
Orzeszek kręci się dookoła Ziemi mniej więcej płasko po stole. Słońce oświetla go zawsze od strony okna, ale z mandarynki widać go z innej strony. Jak jest z dokładnie z boku, to widać pół jasnej części. Jak jest po drugiej stronie niż okno, to widać świetlisty krąg. A jak jest dokładnie między mandarynką a oknem, to widać tylko jego nieoświetloną stronę - i to, na dodatek, tylko z “dziennej” strony mandarynki. Nocą się takiego orzeszka nie zobaczy.
Niesamowite jest to uczucie, gdy coś się rzeczywiście zrozumie. Nagle świat staje się bardziej spójny, mniej tajemniczy i jednocześnie bardziej ciekawy. Teraz patrzę na rogalik na niebie i od razu widzę, gdzie musi być teraz słońce. I rzeczywiście - mogę sprawdzić, że słońce tam jest, bo przed chwilą zaszło dokładnie z tamtej strony. Patrzę na księżyc na obrazie i wiem, czy był malowany “z natury” czy jest całkowicie wymyślonym kształtem. Rozróżnię zaćmienie księżyca od zwykłej fazy. Wiem, jak musi wyglądać Ziemia z Księżyca (czyli - dokładnie tak samo czasem jest tylko łukiem na niebie).
Legenda o Twardowskim by mi tego nie dała. Ani odpowiedź “Bo tak”. Prawdziwe wytłumaczenie poznajemy po tym, że się sprawdza w praktyce. Że pozwala nam przewidywać, jak coś się będzie zachowywać - i te przewidywania się sprawdzają. Prawdziwe wytłumaczenie zamienia zaskoczone zdziwienie w świadomy zachwyt.

Komentarze

Popularne posty

Strona na facebooku